CUDOWNA MOC NATURY...
Witajcie moi kochani!
Rozciągający się po mieszkaniu zapach smażonych powideł śliwkowych (fakt, ze nie naszych "polskich węgierek", ale pachną jak nasze ;) ) przypomniał mi beztroski czas dzieciństwa, jak od początku lata w kuchni wrzało, gdy mama szalała z przetworami, dżemami, ogórkami, kapustą kiszoną... Zawsze palcem wyjadałam dżem z garnka:) Zresztą, kto z nas tego nie robił...?
Jak cudownie wtedy było być budzoną przez ptaki, koguty, szumiący wiatr w drzewach, czy odgłosy pracujących rolników w polach.
Ogród warzywny... Ehhhhh.... świeża sałata, rzodkiewka, pachnący szczypiorek i to wszystko na chrupiącej bułce , najlepsze restauracje świata dla mnie, przy tym jedzeniu się chowają, więcej do szczęścia nie potrzeba :)
Pamiętam, że jak tylko było mi źle na duszy, zarzucałam na plecy swojego starego poczciwego Zenita i ruszałam w góry. Daleko nie miałam, bo mieszkałam ( mieszkam..?) w cudownej Kotlinie Kłodzkiej, otoczonej górami...
Miałam swoją polanę , swoje drzewo, pod którym siadałam i bujałam w obłokach:)
Nic, tylko ja i Natura... Potrafiłam tak siedzieć i medytować do wieczora, aż zimno mnie ściągało do domu. To było takie moje miejsce, chodziłam tam , modliłam się, płakałam... Nikt mi tam nie przeszkadzał, nikt nie zadawał zbędnych pytań... Drzewa wtedy były moimi najlepszymi przyjaciółmi, dzięki którym wracałam do domu lżejsza, spokojniejsza i oczyszczona.
Budapeszt, 2012
W wierzeniach Indian ( do których mam ogromny szacunek od lat i niekończącą się miłość ) drzewo jest najlepszym przyjacielem i podporą rodzącej kobiety... Natomiast Aborygeni wierzą, że ciężko chory człowiek powinien oprzeć się o drzewo i czekać aż przekaże mu ono życiodajne soki. Współcześni terapeuci twierdzą, że drzewo wytwarza pole energetyczne, które korzystnie działa na organizm człowieka. Niepotrzebne tu zresztą opinie terapeutów... Sama się o tym przekonałam wiele razy. Szczególnie wtedy, kiedy jako nastolatka, nieświadoma zupełnie terapeutycznych działań drzew, wracałam z lasu silniejsza i szczęśliwsza...
Natura zawsze dawała mi siłę do życia. Tam się czułam najlepiej. Nie w pięknych i drogich restauracjach, nie w wysokich i pięknych "szklanych domach" otoczonych gwarem i migoczącymi światłami ruchliwego i hałaśliwego miasta, ale na łące, na boso, po rosie o 6 rano, oglądając wschód słońca, który miałam szczęście oglądać w ostatnie wakacje, odwiedzając dom rodzinny.... Pamiętam dokładnie godzinę, 4.36 rano...:)
Z ogromnie wielką przyjemnością będę chciała Was kiedyś tam zaprosić na wakacje z jogą... Ale o tym nie teraz.
Korzystajcie jak najwięcej z darów natury i siły jaką ona daje.
Dbajcie o siebie.
Wasza N.
Rozciągający się po mieszkaniu zapach smażonych powideł śliwkowych (fakt, ze nie naszych "polskich węgierek", ale pachną jak nasze ;) ) przypomniał mi beztroski czas dzieciństwa, jak od początku lata w kuchni wrzało, gdy mama szalała z przetworami, dżemami, ogórkami, kapustą kiszoną... Zawsze palcem wyjadałam dżem z garnka:) Zresztą, kto z nas tego nie robił...?
Jak cudownie wtedy było być budzoną przez ptaki, koguty, szumiący wiatr w drzewach, czy odgłosy pracujących rolników w polach.
Ogród warzywny... Ehhhhh.... świeża sałata, rzodkiewka, pachnący szczypiorek i to wszystko na chrupiącej bułce , najlepsze restauracje świata dla mnie, przy tym jedzeniu się chowają, więcej do szczęścia nie potrzeba :)
Pamiętam, że jak tylko było mi źle na duszy, zarzucałam na plecy swojego starego poczciwego Zenita i ruszałam w góry. Daleko nie miałam, bo mieszkałam ( mieszkam..?) w cudownej Kotlinie Kłodzkiej, otoczonej górami...
Miałam swoją polanę , swoje drzewo, pod którym siadałam i bujałam w obłokach:)
Nic, tylko ja i Natura... Potrafiłam tak siedzieć i medytować do wieczora, aż zimno mnie ściągało do domu. To było takie moje miejsce, chodziłam tam , modliłam się, płakałam... Nikt mi tam nie przeszkadzał, nikt nie zadawał zbędnych pytań... Drzewa wtedy były moimi najlepszymi przyjaciółmi, dzięki którym wracałam do domu lżejsza, spokojniejsza i oczyszczona.
Budapeszt, 2012
W wierzeniach Indian ( do których mam ogromny szacunek od lat i niekończącą się miłość ) drzewo jest najlepszym przyjacielem i podporą rodzącej kobiety... Natomiast Aborygeni wierzą, że ciężko chory człowiek powinien oprzeć się o drzewo i czekać aż przekaże mu ono życiodajne soki. Współcześni terapeuci twierdzą, że drzewo wytwarza pole energetyczne, które korzystnie działa na organizm człowieka. Niepotrzebne tu zresztą opinie terapeutów... Sama się o tym przekonałam wiele razy. Szczególnie wtedy, kiedy jako nastolatka, nieświadoma zupełnie terapeutycznych działań drzew, wracałam z lasu silniejsza i szczęśliwsza...
Natura zawsze dawała mi siłę do życia. Tam się czułam najlepiej. Nie w pięknych i drogich restauracjach, nie w wysokich i pięknych "szklanych domach" otoczonych gwarem i migoczącymi światłami ruchliwego i hałaśliwego miasta, ale na łące, na boso, po rosie o 6 rano, oglądając wschód słońca, który miałam szczęście oglądać w ostatnie wakacje, odwiedzając dom rodzinny.... Pamiętam dokładnie godzinę, 4.36 rano...:)
Z ogromnie wielką przyjemnością będę chciała Was kiedyś tam zaprosić na wakacje z jogą... Ale o tym nie teraz.
Korzystajcie jak najwięcej z darów natury i siły jaką ona daje.
Dbajcie o siebie.
Wasza N.
Cudowne...niezapomniane smaki
OdpowiedzUsuńz dzieciństwa...ciepło Rodzinnego Domu...cóż może być piękniejszego :)
Wakacje z jogą brzmią ciekawie ;). Mam nadzieje, że zdradzisz jakieś szczegóły.
OdpowiedzUsuńOczywiscie, napewno poinfurmuje chetnych mailowo o wszystkim:)
UsuńDzięki, że odwiedziłaś mój blog, dzięki temu ja zajrzałem tutaj i będę zaglądał stale. To są po prostu moje klimaty.
OdpowiedzUsuńWszystkie dobrego
To prawda, kontakt z naturą ładuje niesamowicie akumulatory :)
OdpowiedzUsuń