OWOCNY DZIEŃ W ZACISZU MOJEJ MALUTKIEJ KUCHNI...
Sobota. Już od rana, na twarzach ludzi, których mijałam na ulicach, malowało się zmęczenie. Jakby każde oczy krzyczały "kawy! bo usnę!". Nie inaczej było z nami... Dwa chodzące zombi. No trzy, bo podejrzewam, że nasz mały tuptuś w brzuchu wcale nie czuł się inaczej. No i jak tu przetrwać dzień, w którym nawet nie chciało mi się sięgnąć po kubek z kawą... Stwierdziłam, że tak nie można przez cały dzień, trzeba ruszyć tyłek i zrobić coś pożytecznego, jak nie dla świata ( ;) ) to przynajmniej dla siebie. Ser! To był genialny pomysł. Od jakiegoś czasu zbierałam się z zamiarem zrobienia domowego sera na miejskim mleku:) Z całej gamy różnych przepisów na domowy ser, przypomniałam sobie jeden. Gdzieś kiedyś znaleziony, przeczytany w jakiejś mądrej książce. Musiałam skorzystać z zasobów mojej lodówki. Czyli mleko plus ocet jabłkowy... :) W te pędy poleciałam do sklepu po "niby" to krowie mleko. Kupiłam 2 litry w szklanych butelkach, które, po drodze wymyśliłam, wykorzystam...