Z NIM CZY BEZ NIEGO

Temat porodu w towarzystwie męża czy partnera budzi różne emocje i różne krążą opinie. Ilu ludzi tyle tych opinii powstaje. Jest cały szereg kobiet, które bardzo chcą towarzystwa partnera a on za Chiny ludowe i wołami go nie wciągniesz na porodówkę. Niektóre zmuszają, niektóre się obrażają i facet jak ten biedny zbity pies z duszą ramieniu idzie i stoi przy tym łóżku jak ostatnia sierota, która jak zobaczy trochę krwi to zejdzie na tamten świat.

Są różni mężczyźni i z pozoru Ci nasi bohaterowie, osiłki co lodówki na 4 piętro wnoszą, nie są wystarczająco silni psychicznie, aby nas podczas porodu oglądać. Dlatego natura obdarzyła nas tą "przyjemnością" a nie ich;)
To, że nie chce to wcale nie znaczy, że nie kocha. Taki po prostu jest. Musimy to zrozumieć, przyjąć do siebie i broń Boże nie zmuszać.
U mnie było RAZEM. Ale żeby nie było, słowem się nie odezwałam, nawet nie wspomniałam. Sam się rwał. Dobra, nie będę zabraniać. Choć nie powiem, wszystkie odcinki "Położnych" pokazałam, bez upiększania z krwią i potem w tle, żeby później nie było, że "a nie mówiłam!". Nie zraziło... ot, taki uparty charakter i już. Ale... Nie mnie się wypowiadać. Postanowiłam, że o "wrażeniach"i podejściu do wspólnego porodu, opowie Wam mój "monż" :)  O dziwo zgodził się o tym napisać...
Miłej lektury:)



"Od zawsze myśląc o narodzinach swojego dziecka , chciałem uczestniczyć w tak pięknym i niezapomnianym wydarzeniu. Gdy poznałem swoją żonę, często rozmawialiśmy na różne tematy. Poruszając temat dziecka, wyraziłem swoją wielką chęć bycia świadkiem narodzin swego dziecka. Ku mojemu zdziwieniu, żona zgodziła się, twierdząc,iż jeśli tylko ja tego bardzo chcę to ona również.
Pewnego pięknego dnia, były wtedy moje urodziny - genialny prezent - obudziła mnie roztrzęsiona żona, trzymając w ręku coś w rodzaju termometra, długopisu... Byłem strasznie zaspany i z drugiej strony wystraszony - co się stało, a ona, że będę tatusiem... Nawet nie potrafię wyrazić swojej radości. Postanowiliśmy przez jakiś czas nikomu nie mówić, lecz pragnienie podzielenia się tym szczęściem było silniejsze i wiadomość z nowiną została rozesłana do najbliższych. Przez cały okres ciąży obserwowałem jak rośnie brzuszek i wyczekiwałem pierwszego kopniaka a gdy już brzuszek zaczął się ruszać odliczałem niecierpliwie miesiące do końca. W myślach wyobrażałem sobie jak to dziecko będzie wyglądać, jak zmieni się nasze życie. Po prostu byłem w siódmym niebie. Podczas pierwszych badań usg, nie mogłem przestać wpatrywać się w monitor. Pragnąłem trzymać już to maleństwo w ramionach. 
Miesiące zleciały szybko a mamusia dzielnie nosiła coraz to większy brzuszek przed sobą. Ostatniego miesiąca pragnąłem, aby każde "stęknięcie" żony okazało się bólem porodowym:)
Wreszcie nadszedł ten czas. Żona trafiła do szpitala 2 dni przed terminem z powodu wysokiego ciśnienia. Następnego dnia obudziła mnie telefonem z wiadomością, że już się zaczyna. Chyba nigdy jeszcze tak szybko nie wyskoczyłem z łóżka jak wtedy. Bardzo martwiłem się o żonę a z drugiej strony cieszyłem się jak szalony. Po kilku godzinach bóli, trafiliśmy na porodówkę. Ja - dumny mąż i już niedługo tata - starałem się jak mogłem, by pomóc żonie. Czasami może za bardzo i żona wtedy dawała mi to do zrozumienia niemiłym tonem:) Żeby tego było mało zarobiłem nawet kopniaka, gdy za bardzo wczuwałem się w rolę położnej a wczuwałem się tak bardzo, iż miła pani stwierdziła: "możesz tu przychodzić pomagać częściej" ;)
Obserwowałem jak centymetr po centymetrze maleństwo przychodzi na świat. 
Przed porodem często dopytywałem się znajomych, którzy w tym uczestniczyli i ich wspomnienia i wrażenia nie należały do najmilszych. Muszę przyznać, że nie widziałem w tym nic odrażającego, wręcz przeciwnie. Mogłem być świadkiem pierwszych sekund, minut życia naszej córeczki na tym świecie. Uważam, że to każdego indywidualna sprawa. Nie ma reguły na tzw. rodzinne porody. Wszystko zależy od bliskości dwojga ludzi. Moja żona jest dla mnie żoną ale również przyjaciółką i nie wyobrażam sobie nie być przy niej w tym cierpieniu i szczęściu zarazem. Wspólne życie to nie tylko, pięknie wyglądająca twarz żony czy męża, ładne ubrania itp. To także pot, krew i łzy:) Oboje chcieliśmy dziecka, oboje je "stworzyliśmy", więc oboje ją "urodzimy". Nie wiem jak mógłbym czekać w tym czasie na korytarzu, w momencie, gdy moja żona radzi sobie sama z tym bólem. Dla mnie ten moment był i jest bezcenny. Spojrzeć na nią i wreszcie po 9 miesiącach oczekiwania przytulić ją.
Oczywiście każdy jest inny i każdy ma prawo postępować według siebie i swojego sumienia, tak jak wspomniała wyżej żona, nikt nie może do tego nikogo zmusić, ale jedno wiem na pewno, że nie mógłbym dopuścić do tego, żeby ominęła mnie ta najpiękniejsza chwila w moim życiu! "

Komentarze

  1. Pięknie napisane. Ja jeszcze nie rodziłam, ale nie jestem pewna czy chciałabym mieć towarzystwo mojego partnera. Chyba nie. I nie dlatego, że wg wielu osób jak się facet napatrzy na poród to partnerka przestaje go potem pociągać jako kobieta (tak mówili koledze w szkole rodzenia). Ja obawiam się raczej tego, że mój partner nie byłby dla mnie wsparciem, ale ciężarem. Musiałabym się martwić, czy nadal żyje, czy już prawie nie ;-) Widzę jak reaguje na nasze zwierzaki. Wystarczy, że pies ma rzadsza kupę, to już panika, ze pewnie się czymś zatruł, że trzeba iść do weterynarza itp. Jak nie zje porcji żarcia ze smakiem, to zaraz panika, że pewnie coś mu dolega, że wychudnie, osłabnie i padnie ;-) Nawet gdy TŻ jest w delegacji za granicą to potrafi zadzwonić, żeby spytać jaką pies miał kupę i czy wszystko zjadł i czy na pewno odmierzyłam tyle karmy ile trzeba! I jak iść z takim facetem na porodówkę?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ozesz kurcze:)) Faktycznie lepiej dla Ciebie, aby zostal na korutarzu:))

      Usuń
  2. HeHe... ale się uśmiałam Filis :)
    Co do wypowiedzi Twojego męża Nina.. powiem WOW! Jestem pod wrażeniem :)
    Gratulacje dla Waszej całej trójeczki. Dla maleństwa to też był bardzo duży wysiłek.
    W moim przypadku również mieliśmy rodzić razem, ale okazało się że muszę mieć cesarkę i całe starania odeszły gdzieś tam daleko :) Ważne, że wszyscy jesteśmy cali i zdrowi. Pozdrawiam Was gorąco! :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porod wlasnie ma to do siebie, ze niestety go nie zaplanujemy. Ganiamy do szkoly rodzenia a pozniej bach, niespodzianka i cesarka:)

      Usuń
  3. Wzruszyłam się :) dużo szczęścia :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

KURACJA OLEJEM RYCYNOWYM

10 NAJZDROWSZYCH NASION NA ZIEMI