ZA MASKĄ...
Do napisania tego posta zainspirował mnie pewien artykuł...
Bardzo poważnie traktuję moją praktykę jogi. Od około 10 lat towarzyszy mi niemalże codziennie - z krótkimi wyjątkami.
Tak ją pokochałam, że efektem tego był kurs na instruktora jogi.
Ćwiczę w całkowitej samotności, wieczorem, gdy hałasy dnia ustają, nastaje mrok... Jestem tylko ja - moje ciało-umysł i serce.
Jednak nigdy nie potrafiłam być jak inni jogini.
Nie jestem nieskazitelnie idealną istotą, kochającą nawet najpodlejszych ludzi z codziennym błogim uśmiechem na ustach. To jest oczywiście cudowne! Matko! Co ja bym dała za taki stan ducha! Jednak jestem wciąż i tylko człowiekiem z całym pakietem swych niedoskonałości i słabości i wiecie co? Nie wstydzę się tego.
Wiem, że teraz mogę być teraz "nielubiana" w środowisku joginów.
Ale jestem sobą i chcę ją pozostać.
Praktykowanie jogi, "zobowiązuje" każdego jogina do trzymania się pewnych ustalonych szablonów.
Nie chce zakładać maski i udawać przed innymi idealną osobę a po cichu wcinać udko z kurczaka.
Tak właśnie, jem czasem mięso. Chociaż mieszkając za granicą, jem go bardzo rzadko i tylko kurczaka.
Dlaczego? Gdyż wiem w jakich niehumanitarnych i bestialskich warunkach hoduje się zwierzęta. Byłam veganką kilka lat, ale moje ciało zaczęło domagać się mięsa. Jeśli chciało, to mu nie odmówiłam, bo ono doskonale wie, co jest mu potrzebne. Nie chciałam się dalej oszukiwać i działać wbrew sobie. Zresztą temat ten jest dla mnie osobistą sprawą i nie chcę się rozpisywać teraz, bo to nie o tym chciałam napisać.
Raz na kilka miesięcy wypiję lampkę wina lub piwa. Ze znajomymi lub przyjaciółką. Chociaż przyznam się, że od momentu zajścia w ciążę po dzień dzisiejszy nie miałam alkoholu w ustach. Dziecko zmienia...:)
Nie słucham tylko relaksującej i błogiej muzyki. Kocham każdą muzykę. Jest ona zależna od stanu mojego ducha. Począwszy od "System of a down" po "Dead Can Dance" i Deve Premal.
Potrafię się złościć... Oj czasem bardzo. Czasem moja adrenalina sięga zenitu.
Jestem mamą.
To jest mój priorytet. Nie potrafię stać obok, uśmiechać się do siebie i myśleć pozytywnie, kiedy moje dziecko ma gorączkę, płacze lub potrafi swoją mamę doprowadzić czasem do stanu wytrzymałości... i dlatego czasem też przeklnę... Mamy wiedzą o czym mówię:)
Jednak takim najmniejszym irytującym mnie drobiazgiem w życiu są ludzie, którzy nie są autentyczni.
Dlatego zwierzyłam się Wam dzisiaj. Jestem jaka jestem. Wyłożyłam kawę na ławę o swoim prawdziwym JA - osoby, która kocha jogę, ale kocha również życie i swoje wady.
Każdy ma swoje niedoskonałości, o których boi się głośno mówić, tylko dlatego, że inni będą go zaraz oceniać. Szczególnie jeśli "przynależysz" i zaszufladkowana jesteś do pewnego środowiska.
W moim przypadku - JOGA.
Ludzie potrafią nawet zaglądać Ci w talerz i patrzeć czy jesz to, co wymaga od Ciebie bycie joginem... Uwierzcie mi, spotkałam się i z tym:)
Jestem już zmęczona tym wszechogarniającym snobizmem w świecie jogi.
Specjalnych, oryginalnych ubrań ( kosztujących majątek), dzięki którym lepiej będziesz się rozciągał.
Co za bzdura.
"Oświeconych" joginów i guru.
Nigdy nie miałam i nie mam swojego guru.
Nie potrafiłabym palić pod nim świeczki i kadzidła. Nie potrafię kogoś wielbić za to, że dobrze i trafnie mówi o pewnych rzeczach, z którymi się zgadzam.
Nie dziwię, że ludzie patrzą później podejrzliwie na jogę, która jest tak cudowna.
Apropos guru.
Chciałabym bardzo polecić Wam pewien film - "Kumare".
Jest to film dokumentalny. Nakręcony przez hindusa z pochodzenia, urodzonego już w New Jersey (USA).
Dorastał jako typowy amerykański dzieciak, który buntuje się swojej rodzinie, zmuszającej go do hinduskich, religijnych praktyk. Już jako dorastający chłopiec, znalazł w tym wszystkim pewną ironię. To od czego on tak bardzo uciekał w tamtym czasie, ludzi fascynowało.
Podczas swojej podróży do Indii jak mówił, okazało się, że "prawdziwi" guru nie byli bardziej realni niż Ci amerykańscy oszuści, którzy ich kopiowali.
To doprowadziło go do zrobienia małego oszustwa, które nakręcił.
Zapuścił długą brodę, włosy, modne buty zamienił na sandały, ubrania na pomarańczowe szaty i zaczął wygłaszać pewne dogmaty.
Następnie przeniósł się do Arizony, zatrudnił eksperta aby nauczył go jogi i kobietę od PR do promowania go jako guru.
Zaczął przyciągać zwolenników na spotkaniach w centrach handlowych, ośrodków kultury i w środowisku zamożnych ludzi. Jego akcent był wzorowany na sposób w jaki mówiła jego babcia po angielsku. Jego nauki były celowym bełkotem: mówił o wewnętrznym niebieskim świetle, "znalezienie guru wewnątrz" i śpiewał gotowe mantry.
W tym momencie w filmie, sprawy przybierają dziwny obrót. Ludzie bezgranicznie mu wierzą. Zaczyna mieć coraz więcej zwolenników. Zwierzają mu się ze swoich najgłębszych tajemnic.
Nazwał się Kumare.
Nie chcę opowiadać Wam jednak wszystkiego.
Koniec jest bardzo zaskakujący i niespodziewany.
WARTO obejrzeć. Polecam go każdemu, nie ma znaczenia czy jesteś zaawansowanym joginem, czy dopiero zaczynasz swoją przygodę z jogą, czy jesteś wyznawcą Jezusa czy Buddy.
Nie ma znaczenia.
Film jest dla każdego i obiecuje, że każdego po obejrzeniu zmusi do myślenia...
Film możecie obejrzeć tutaj:
KUMARE
To chyba tyle.
Mam nadzieję, że po tym co napisałam, dalej będziecie chcieli ćwiczyć ze mną jogę...:)
Jestem z Wami i będę.
N.
.
Bardzo poważnie traktuję moją praktykę jogi. Od około 10 lat towarzyszy mi niemalże codziennie - z krótkimi wyjątkami.
Tak ją pokochałam, że efektem tego był kurs na instruktora jogi.
Ćwiczę w całkowitej samotności, wieczorem, gdy hałasy dnia ustają, nastaje mrok... Jestem tylko ja - moje ciało-umysł i serce.
Jednak nigdy nie potrafiłam być jak inni jogini.
Nie jestem nieskazitelnie idealną istotą, kochającą nawet najpodlejszych ludzi z codziennym błogim uśmiechem na ustach. To jest oczywiście cudowne! Matko! Co ja bym dała za taki stan ducha! Jednak jestem wciąż i tylko człowiekiem z całym pakietem swych niedoskonałości i słabości i wiecie co? Nie wstydzę się tego.
Wiem, że teraz mogę być teraz "nielubiana" w środowisku joginów.
Ale jestem sobą i chcę ją pozostać.
Praktykowanie jogi, "zobowiązuje" każdego jogina do trzymania się pewnych ustalonych szablonów.
Nie chce zakładać maski i udawać przed innymi idealną osobę a po cichu wcinać udko z kurczaka.
Tak właśnie, jem czasem mięso. Chociaż mieszkając za granicą, jem go bardzo rzadko i tylko kurczaka.
Dlaczego? Gdyż wiem w jakich niehumanitarnych i bestialskich warunkach hoduje się zwierzęta. Byłam veganką kilka lat, ale moje ciało zaczęło domagać się mięsa. Jeśli chciało, to mu nie odmówiłam, bo ono doskonale wie, co jest mu potrzebne. Nie chciałam się dalej oszukiwać i działać wbrew sobie. Zresztą temat ten jest dla mnie osobistą sprawą i nie chcę się rozpisywać teraz, bo to nie o tym chciałam napisać.
Raz na kilka miesięcy wypiję lampkę wina lub piwa. Ze znajomymi lub przyjaciółką. Chociaż przyznam się, że od momentu zajścia w ciążę po dzień dzisiejszy nie miałam alkoholu w ustach. Dziecko zmienia...:)
Nie słucham tylko relaksującej i błogiej muzyki. Kocham każdą muzykę. Jest ona zależna od stanu mojego ducha. Począwszy od "System of a down" po "Dead Can Dance" i Deve Premal.
Potrafię się złościć... Oj czasem bardzo. Czasem moja adrenalina sięga zenitu.
Jestem mamą.
To jest mój priorytet. Nie potrafię stać obok, uśmiechać się do siebie i myśleć pozytywnie, kiedy moje dziecko ma gorączkę, płacze lub potrafi swoją mamę doprowadzić czasem do stanu wytrzymałości... i dlatego czasem też przeklnę... Mamy wiedzą o czym mówię:)
Jednak takim najmniejszym irytującym mnie drobiazgiem w życiu są ludzie, którzy nie są autentyczni.
Dlatego zwierzyłam się Wam dzisiaj. Jestem jaka jestem. Wyłożyłam kawę na ławę o swoim prawdziwym JA - osoby, która kocha jogę, ale kocha również życie i swoje wady.
Każdy ma swoje niedoskonałości, o których boi się głośno mówić, tylko dlatego, że inni będą go zaraz oceniać. Szczególnie jeśli "przynależysz" i zaszufladkowana jesteś do pewnego środowiska.
W moim przypadku - JOGA.
Ludzie potrafią nawet zaglądać Ci w talerz i patrzeć czy jesz to, co wymaga od Ciebie bycie joginem... Uwierzcie mi, spotkałam się i z tym:)
Jestem już zmęczona tym wszechogarniającym snobizmem w świecie jogi.
Specjalnych, oryginalnych ubrań ( kosztujących majątek), dzięki którym lepiej będziesz się rozciągał.
Co za bzdura.
"Oświeconych" joginów i guru.
Nigdy nie miałam i nie mam swojego guru.
Nie potrafiłabym palić pod nim świeczki i kadzidła. Nie potrafię kogoś wielbić za to, że dobrze i trafnie mówi o pewnych rzeczach, z którymi się zgadzam.
Nie dziwię, że ludzie patrzą później podejrzliwie na jogę, która jest tak cudowna.
Apropos guru.
Chciałabym bardzo polecić Wam pewien film - "Kumare".
Jest to film dokumentalny. Nakręcony przez hindusa z pochodzenia, urodzonego już w New Jersey (USA).
Dorastał jako typowy amerykański dzieciak, który buntuje się swojej rodzinie, zmuszającej go do hinduskich, religijnych praktyk. Już jako dorastający chłopiec, znalazł w tym wszystkim pewną ironię. To od czego on tak bardzo uciekał w tamtym czasie, ludzi fascynowało.
Podczas swojej podróży do Indii jak mówił, okazało się, że "prawdziwi" guru nie byli bardziej realni niż Ci amerykańscy oszuści, którzy ich kopiowali.
To doprowadziło go do zrobienia małego oszustwa, które nakręcił.
Zapuścił długą brodę, włosy, modne buty zamienił na sandały, ubrania na pomarańczowe szaty i zaczął wygłaszać pewne dogmaty.
Następnie przeniósł się do Arizony, zatrudnił eksperta aby nauczył go jogi i kobietę od PR do promowania go jako guru.
Zaczął przyciągać zwolenników na spotkaniach w centrach handlowych, ośrodków kultury i w środowisku zamożnych ludzi. Jego akcent był wzorowany na sposób w jaki mówiła jego babcia po angielsku. Jego nauki były celowym bełkotem: mówił o wewnętrznym niebieskim świetle, "znalezienie guru wewnątrz" i śpiewał gotowe mantry.
W tym momencie w filmie, sprawy przybierają dziwny obrót. Ludzie bezgranicznie mu wierzą. Zaczyna mieć coraz więcej zwolenników. Zwierzają mu się ze swoich najgłębszych tajemnic.
Nazwał się Kumare.
Nie chcę opowiadać Wam jednak wszystkiego.
Koniec jest bardzo zaskakujący i niespodziewany.
WARTO obejrzeć. Polecam go każdemu, nie ma znaczenia czy jesteś zaawansowanym joginem, czy dopiero zaczynasz swoją przygodę z jogą, czy jesteś wyznawcą Jezusa czy Buddy.
Nie ma znaczenia.
Film jest dla każdego i obiecuje, że każdego po obejrzeniu zmusi do myślenia...
Film możecie obejrzeć tutaj:
KUMARE
To chyba tyle.
Mam nadzieję, że po tym co napisałam, dalej będziecie chcieli ćwiczyć ze mną jogę...:)
Jestem z Wami i będę.
N.
.
Ja na pewno będę chciała, wolę ćwiczyć z człowiekiem z krwi i kości niż z wyidealizowanym tworem :)
OdpowiedzUsuńCiesze sie:)
UsuńWydaje mi się, że ot tak tego nie da się zmienić, to następuje jako efekt ciągów zdarzeń, a nie z dnia na dzień będę wszystkich kochał i zmniejszę mój temperament.
OdpowiedzUsuńZgadzam sie z Toba. Z moich wieloletnich obsewowan i pracy nad soba wiem juz na pewno, ze mozna doznac "oswiecenia" , ale podyktowane jest to zyciem w samotnosci. Bez zakladania rodziny, bez naszego zwyczajnego i "normalnego" zycia. Jednak wole i wybralam taka droge. Wole zyc troche na ziemi i troche frowac, - to jest wedlug mnie zycie w harmonii. Nie wyobrazam sobie byc mama totalnie oderwana od rzeczywistosci i fruwajaca pod sufitem:)
UsuńDobre podejście, nie zmieniaj się! :* Też zauważyłam coraz większy jak to określiłaś, snobizm, ale nie tylko w środowisku joginów. Ech... No i dzięki za polecenie filmu, na pewno obejrzę :) Buziaki :* !
OdpowiedzUsuńbardzo mądre podejście. Uwielbiam jogę, ale też szokuje mnie ta cała otoczka do niej doczepiana - w szkołach jogi, wśród praktyków. Każdy ma prawo do własnych decyzji, do niedoskonałości. Warto dążyć do poprawy, ale każdy ma swój czas :)
OdpowiedzUsuńdzięki za mądry wpis.
od soboty zaczynam jogę od podstaw...także trzymaj kciuki
OdpowiedzUsuńNa pewno bede trzymac:) Sluze pomoca w razie jakichkolwiek pytan czy watpliwosci:)
UsuńCiężko co nie którym żyć bez maski...
OdpowiedzUsuńszkoda.
Chciałabym też ćwiczyć jogę, ale jak zacząć???
Podaj proszę kilka wskazówek :)
Kama, kupuj matę, wskakuj w wygodne ciuchy i "wyginaj śmiało ciało":)) Mówię poważnie. Nie stresuj się, że nie znasz pozycji jogi. To nie ma znaczenia na początku. Zrób sobie rozgrzewkę to najważniejsze ( w nastepnym poscie napisze jak ja zrobic) i wyginaj sie, rozciagaj jak Twoja fantazja Ci podpowiada. Znajdz rytm swojego ciala. Przy nastepnym razie wplataj w to pozycje jogi. Genialnie jest powtarzac nawet kilka razy "Powitanie slonca", pisalam o tym. To jest najlepsze na sam poczatek. Wiem o czym mowie, tez tak zaczynalam:)
UsuńTak zwyczajnie zacząć powiadasz... ;)
Usuńto podaj mi jeszcze link to powitam słońce ;)
Ja chodzę na tę jogę, chodzę i dojść nie mogę :/
OdpowiedzUsuńinteresujący wpis!
OdpowiedzUsuńciekawych rzeczy człowiek się tu może dowiedzieć, będę polecać znajomym tą stronę.
OdpowiedzUsuń