TAK NIEWIELE MI POTRZEBA...
Kiedyś pisałam jak ja niewiele do szczęścia potrzebuje i jak niedużo od życia wymagam. Dlatego tak wiele radości sprawiają mi malutkie rzeczy: kwiatuszki, ptaszki, upieczone ciasto dla męża...
Tu gdzie mieszkam mamy duży ogród, oczywiście jest on "wspólnotą blokową" jak ja to mówię, jest tam altanka, ławeczki, drzewka, krzaczki, kwiatki etc., takie miejsce, gdzie mieszkańcy mogą pogrilować, odpocząć, poopalać się, jeśli tylko angielska pogoda na to pozwoli:)
Kilka tygodni temu "odkryłam" tam krzaki malin z cudownymi, słodziutkimi owocami! Zaraz obok krzaki jeżyn również z całym mnóstwem owoców. No i mała jabłonka, chyba z piętnastoma jabłkami, gdzie połowy już nie ma, bo zjadłam:) Malin było tyle, że nie nadążaliśmy ich jeść.
Nawet sobie nie wyobrażacie jaka ja byłam szczęśliwa!
Jakie to szczęście mnie spotkało, że mogę w centrum miasta jeść owoce prosto z krzaka a nie z półki sklepowej. Owoce, na które świeciło słonko, padał na nie deszcz, czerpały cudowną energię z ziemi. Ale niestety, chyba tylko ja to widziałam... Ludzie kompletnie nie zwracali na nie uwagi. Są bo są. Lepiej kupić w sklepie. Pamiętam kiedyś rozmowę ( mieszkając jeszcze za oceanem) z pewną Panią Polką, matką dwójki dzieci, które już niestety przesiąknięte do szpiku amerykańskim myśleniem. Opowiadała jaką piękną to gruszę mają za domem ( mieszkają za miastem), jakie to piękne owoce obrodziła w tym roku, że porobi słoiczki, dżemy, taka szczęśliwa... Ale niestety za dużo ich nie narobi, bo dzieci nie ruszą. Nie tkną owoców z drzewa, ani krzaków. Pójdą do sklepu kupić te "ładne", lśniące, równiutkie... Bo w szkole ich uczyli (!!!), że owoce z drzewa mają mnóstwo bakterii i zarazków, po nich chodzą robaki i roznoszą choroby... Nie wierzyłam w to co słyszę... Stałam i patrzyłam na nią i serce mi krwawiło.
Tak jak krwawi teraz, gdy szczęśliwa leciałam znowu do naszego "osiedlowego" ogródka pozbierać drugi rzut jeżyn, pierwszy już jest w słoiczkach, a tu....
Czary mary... Bardzo komuś przeszkadzały... Tak bardzo "psuły" jakże "urokliwy" ogród swoim widokiem... Ehhh... Myślałam, że zrobię jeszcze troszkę słoiczków, będzie dla tuptusia za kilka miesięcy... Ale cóż.
Dlatego uciekłam stamtąd i ucieknę stąd. Nie rozumiem pewnych rzeczy. Może jestem za głupia a może zwyczajnie nie pasuje do cywilizacji. Ale wierzę, iż nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko dzieje się po coś. Jeszcze bardziej ( o ile można bardziej) doceniam dary natury i jej piękno.
W końcu zrozumiałam gdzie jest moje miejsce na ziemi ...
Ale póki co jest kolejny piękny dzień, jestem zdrowa, mam cudownego męża, wspaniałą rodzinę, maleństwo rośnie zdrowe, choć trzeba niedługo kupić nowe spodnie...:)
Czego więcej chcieć...
:)
N.
Tu gdzie mieszkam mamy duży ogród, oczywiście jest on "wspólnotą blokową" jak ja to mówię, jest tam altanka, ławeczki, drzewka, krzaczki, kwiatki etc., takie miejsce, gdzie mieszkańcy mogą pogrilować, odpocząć, poopalać się, jeśli tylko angielska pogoda na to pozwoli:)
Kilka tygodni temu "odkryłam" tam krzaki malin z cudownymi, słodziutkimi owocami! Zaraz obok krzaki jeżyn również z całym mnóstwem owoców. No i mała jabłonka, chyba z piętnastoma jabłkami, gdzie połowy już nie ma, bo zjadłam:) Malin było tyle, że nie nadążaliśmy ich jeść.
Nawet sobie nie wyobrażacie jaka ja byłam szczęśliwa!
Jakie to szczęście mnie spotkało, że mogę w centrum miasta jeść owoce prosto z krzaka a nie z półki sklepowej. Owoce, na które świeciło słonko, padał na nie deszcz, czerpały cudowną energię z ziemi. Ale niestety, chyba tylko ja to widziałam... Ludzie kompletnie nie zwracali na nie uwagi. Są bo są. Lepiej kupić w sklepie. Pamiętam kiedyś rozmowę ( mieszkając jeszcze za oceanem) z pewną Panią Polką, matką dwójki dzieci, które już niestety przesiąknięte do szpiku amerykańskim myśleniem. Opowiadała jaką piękną to gruszę mają za domem ( mieszkają za miastem), jakie to piękne owoce obrodziła w tym roku, że porobi słoiczki, dżemy, taka szczęśliwa... Ale niestety za dużo ich nie narobi, bo dzieci nie ruszą. Nie tkną owoców z drzewa, ani krzaków. Pójdą do sklepu kupić te "ładne", lśniące, równiutkie... Bo w szkole ich uczyli (!!!), że owoce z drzewa mają mnóstwo bakterii i zarazków, po nich chodzą robaki i roznoszą choroby... Nie wierzyłam w to co słyszę... Stałam i patrzyłam na nią i serce mi krwawiło.
Tak jak krwawi teraz, gdy szczęśliwa leciałam znowu do naszego "osiedlowego" ogródka pozbierać drugi rzut jeżyn, pierwszy już jest w słoiczkach, a tu....
Czary mary... Bardzo komuś przeszkadzały... Tak bardzo "psuły" jakże "urokliwy" ogród swoim widokiem... Ehhh... Myślałam, że zrobię jeszcze troszkę słoiczków, będzie dla tuptusia za kilka miesięcy... Ale cóż.
Dlatego uciekłam stamtąd i ucieknę stąd. Nie rozumiem pewnych rzeczy. Może jestem za głupia a może zwyczajnie nie pasuje do cywilizacji. Ale wierzę, iż nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko dzieje się po coś. Jeszcze bardziej ( o ile można bardziej) doceniam dary natury i jej piękno.
W końcu zrozumiałam gdzie jest moje miejsce na ziemi ...
Moja magiczna Kotlina Kłodzka |
Czego więcej chcieć...
:)
N.
Ty głupia? :) przestań :)
OdpowiedzUsuńświat oszalał... nie mogę uwierzyć, że ktoś wyciął te krzaczki...
Niestety oszalal... Ale niech ten swiat sobie zyje jak chce, my i tak bedziemy zyc po swojemu:) Prawda Kama?;)
OdpowiedzUsuńPrawda! :)
UsuńWiesz, tak sobie myślę..... że maliny bardzo trudno usunąć.. próbowałam kiedy wykopać sadzonki swoich dla koleżanki - zapomnij :D a tu widzę, że ktoś je ściął tuż nad ziemią. Tak?
UsuńWięc... zapewne wyrosną na wiosnę! A wtedy broń ich, broń, będą Twoje :)))
Jeśli możesz, wyłącz potwierdzanie komentarzy..
wchodzisz w bloggera, komentarze i tam znajdziesz na pewno ;)
:***
Bardzo dziękuję za odwiedziny,a że poruszasz bliskie mi tematy,chętnie będę zaglądać.Zapraszam do siebie,kocham gotowanie,a że nie lubię kupowanych produktów staram się robić jak najwięcej sama w domu:)
OdpowiedzUsuńI to mi sie podoba! Uklony dla Pani! :)
UsuńJuż Ci odpisałam u siebie ale nie wiem,czy zajrzysz i dlatego piszę jeszcze raz.Wejdź jeśli chcesz kołyskę na blog Beaty:rodzinnie1.blogspot.com ona chciała sprzedać kołyskę po swoich synach.Szukała chętne:)
OdpowiedzUsuńKurcze, piekne jest to łóżeczko! Ale NIESTETY nie mieszkam jeszcze w Polsce... W Polsce całe mnóstwo takich skarbow mozna na strychach znalezc...
Usuńmalinki <3
OdpowiedzUsuń:)
UsuńI kolejna zieleń poszła w odstawkę...Maliny, ah koralowe maliny :D
OdpowiedzUsuńReprezentuje refleksje na temat fit blogów..Liczę na wsparcie, opinie i obecność => www.dzisiejsza-nadzieja.blogspot.com
Napewno bede wspierac:)
UsuńSzkoda krzaków ;/ Ja posiadam ogród z malinami, truskawkami, brzoskwiniami, z wszystkim :) Jak będziesz na w opolskim to przyjedź sobie nazbierac :) dodaje do obserwowanych :)
OdpowiedzUsuńOj nie wiesz co robisz zapraszajac mnie do ogrodu...:) Dziekuje i pozdrawiam!
UsuńZ duma odbieram nagrode od Ciebie i napewno bede sie starala jak najszybciej odpowiedziec na pytania, dziekuje! :)
OdpowiedzUsuńCieszyć się życiem :)))))
OdpowiedzUsuńAmen!:)
UsuńNiepoważni Ci ludzie...
OdpowiedzUsuńJak tak można?!
Szkoda, że nie zdążyłaś zrobić słoiczków ze wszystkich owoców...
Miejmy nadzieję, że krzaczek odrośnie .
I pamiętaj, że Polska czeka z otwartymi ramionami!!! :)
Ściskam,
Ilona
Wylalas miod na moje serducho Ilonko! :)
UsuńA propos tego co napisałaś o Pani i gruszce warto zerknąć na tekst pod linkiem i zupełnie zwątpić http://kobieta.onet.pl/zdrowie/zycie-i-zdrowie/ekologiczne-jajka-sa-niebezpieczne/xdrzv
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czytalam niedawno ten artykul... Ehhh...
UsuńSmutne to zdjęcie. Parking i resztki trawnika.
OdpowiedzUsuńUciekajcie stamtąd jak tylko sytuacja na to pozwoli. Niech się maleństwo wychowuje w bardziej sprzyjających okolicznościach. Ja wiem że praca, być może dobrobyt. Ech mój wnuczek mieszka w podobnych klimatach ale widzę jak mu dobrze na naszej górce i serce się kraje. Ot taka sentymentalna baba jestem.
No i chyba mój pierwszy wpis na Twoim blogu. Tak wtargnęłam ;)
Nie mam nic przeciwko takim wtargnieciom:) Juz niedlugo bedziemy uciekac...niedlugo...:) Pozdrawiam Pania!
UsuńJa jestem przed emerytura, wiec duzo starsza i planuje, marze wrocic wlasnie z Chicago do Polski i zyc wlasnie tak, na swoim polu i w ogrodzie miec wszystko.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze jeszcze pare... lat przede mna.
Tu usycham z tesknoty, mimo, ze obecnie jestem w podobnym do mojej pieknej Suwalszczyzny, Wisconsin.
Czytam blogi madrych, wspanialych kobiet i jeszcze bardziej tesknie.
Oni tu nie jedza nic prosto z drzew, niestety. Ja opiekuje sie teraz chorymi i patrze na tych schorowanych, zle odzywiajacych sie: garscie lekarstw i stosy slodyczy. Jest mi trudno, jestem prawie 100 % vege, a musze gotowac dla nich, niestety. Ale cos za cos, juz niedlugo zjezdzambdowac domek i zakladac ogrod!
pozdrawiam, Maryla
Racja, Wisconsin jest piekne, ale to wciaz nie Polska...:) Bedac w "naturalnych" miejscach na swiecie, łudząco podobnych do naszego kraju, ciagle jest to uczucie, ze nadal nie jest sie u siebie... Taki brak emocjonalnych wiezow. Ale rozumie to tylko ten, ktory przez lata nie mial mozliwosci odwiedzenia rodzinnego kraju. Pamietam jak po 5 latach nieobecnosci w kraju, jak samolot wyladowal, jak stanelam na polskiej ziemi... Uczucie nie do opisania. Ma sie wtedy ochote ukleknac i ucalowac ziemie. Zycze Pani jak najszybszego spelnienia tego marzenia, bo doskonale rozumiem co Pani czuje! Wierze, ze niedlugo bedzie Pani znowu mogla cieszyc sie pieknymi i swojskimi widokami suwalszczyzny...:)
Usuń