BEZ TYTUŁU...
Tak wiem, długo mnie nie było. Ostatnio mam totalny spadek energii. Nie wiem czym to jest spowodowane. Ciążą...? Może... Chociaż jak do tej pory tryskałam energią, mogłam góry przenosić...a teraz? Ciężko mi wyjść do sklepu obok. Ale wiem, że jest to przejściowe. W końcu wszystko się kiedyś kończy. Nawet zła passa. Ale nie oznacza to, że o Was nie myślę! Wręcz przeciwnie. Przygotowuje dość spory post dla Was na temat oczyszczania organizmu. Oczywiście wszystko o czym piszę to są moje własne doświadczenia, którymi bardzo chcę się z Wami podzielić, bo bardzo dużo dobrego dla mojego organizmu to zrobiło.
Ostatnio kilka osób do mnie napisało, że mają problem z komentarzami pod moimi postami... Podejrzewam, że powodem tego jest wizualna zmiana bloga, na którą się zdecydowałam i według mnie jest o wiele lepsza. Wiem, że pomaga odświeżenie strony lub możliwe, że znaczenie również ma przeglądarka, w której otwieracie bloga. Dlatego bardzo przepraszam, że macie z tym problem. Ale myślę, że nie komentarze są najważniejsze. Jeśli tylko macie pytania, wątpliwości, a nie możecie podzielić się z nimi oficjalnie pod postem, piszcie do mnie na e-mail! Na wszystkie zawsze odpowiadam!
Zmieniając na chwilkę temat.
Nie mogę tego nie napisać. Właśnie skończyłam oglądać genialny według mnie, program Martyny Wojciechowskiej " Kobieta na krańcu świata". Mieliście możliwość oglądania...? Jeśli nie, to bardzo polecam... W dzisiejszym odcinku pokazane były kobiety w Sudanie, kobiety w ciąży. Ściślej-w jakich warunkach owe kobiety muszą rodzić. Sudan to jedno z najbiedniejszych państw. Do "szpitala" trafiają tylko nieliczne kobiety, które miały szczęście, aby tam się znaleźć.
Reszcie pozostaje rodzić w domu, gdzie narażone są na niebezpieczeństwo straty - śmierci dziecka lub swoje. Celowo "szpital" piszę w cudzysłowiu, gdyż warunki tam panujące... ehh... muchy, upał, brak gumowych rękawiczek, brak środków dezynfekujących, bark czystych pościeli, pół godziny po porodzie kobieta musi opuścić szpital, bo na jej łóżko czeka kolejnych kilka rodzących. Jednak i tak jest to jeden z najlepszych szpitali w Sudanie. Pod szpitalem koczują następne kobiety w ciąży, aby dostać się na porodówkę. Jedna z nich SZŁA tam TYDZIEŃ (!), aby móc uzyskać konsultację lekarską... Kolejnej umarło dziecko... bo było za duże, potrzebna byłą cesarka, na którą lekarz nie dojechał na czas...
Tak sobie myślę... Ja - zastanawiam się czy rodzić w wodzie... aż mi teraz wstyd.
My- otoczone opieką, otoczone tymi wszystkimi gadżetami dziecięcymi, że zawrotu głowy można dostać, zastanawiając się w tym wszystkich czy kocyk ma być różowy czy fioletowy, wózek taki nie inny, bo do ściągania mleka lepsza jest elektryczna niż ręczna... bo pojawiła się jakaś poduszka do spania dla kobiet w ciąży ...
Jak my czasem nie doceniamy...
Zatrzymajcie na chwilę świat. Ja wysiadam.
N.
Ostatnio kilka osób do mnie napisało, że mają problem z komentarzami pod moimi postami... Podejrzewam, że powodem tego jest wizualna zmiana bloga, na którą się zdecydowałam i według mnie jest o wiele lepsza. Wiem, że pomaga odświeżenie strony lub możliwe, że znaczenie również ma przeglądarka, w której otwieracie bloga. Dlatego bardzo przepraszam, że macie z tym problem. Ale myślę, że nie komentarze są najważniejsze. Jeśli tylko macie pytania, wątpliwości, a nie możecie podzielić się z nimi oficjalnie pod postem, piszcie do mnie na e-mail! Na wszystkie zawsze odpowiadam!
Zmieniając na chwilkę temat.
Nie mogę tego nie napisać. Właśnie skończyłam oglądać genialny według mnie, program Martyny Wojciechowskiej " Kobieta na krańcu świata". Mieliście możliwość oglądania...? Jeśli nie, to bardzo polecam... W dzisiejszym odcinku pokazane były kobiety w Sudanie, kobiety w ciąży. Ściślej-w jakich warunkach owe kobiety muszą rodzić. Sudan to jedno z najbiedniejszych państw. Do "szpitala" trafiają tylko nieliczne kobiety, które miały szczęście, aby tam się znaleźć.
Reszcie pozostaje rodzić w domu, gdzie narażone są na niebezpieczeństwo straty - śmierci dziecka lub swoje. Celowo "szpital" piszę w cudzysłowiu, gdyż warunki tam panujące... ehh... muchy, upał, brak gumowych rękawiczek, brak środków dezynfekujących, bark czystych pościeli, pół godziny po porodzie kobieta musi opuścić szpital, bo na jej łóżko czeka kolejnych kilka rodzących. Jednak i tak jest to jeden z najlepszych szpitali w Sudanie. Pod szpitalem koczują następne kobiety w ciąży, aby dostać się na porodówkę. Jedna z nich SZŁA tam TYDZIEŃ (!), aby móc uzyskać konsultację lekarską... Kolejnej umarło dziecko... bo było za duże, potrzebna byłą cesarka, na którą lekarz nie dojechał na czas...
Tak sobie myślę... Ja - zastanawiam się czy rodzić w wodzie... aż mi teraz wstyd.
My- otoczone opieką, otoczone tymi wszystkimi gadżetami dziecięcymi, że zawrotu głowy można dostać, zastanawiając się w tym wszystkich czy kocyk ma być różowy czy fioletowy, wózek taki nie inny, bo do ściągania mleka lepsza jest elektryczna niż ręczna... bo pojawiła się jakaś poduszka do spania dla kobiet w ciąży ...
Jak my czasem nie doceniamy...
Zatrzymajcie na chwilę świat. Ja wysiadam.
N.
Czwarty raz weszłam tutaj i dopiero mogę wpisać komentarz... przy poprzednim look'u lepiej mi się pisało... takie moje zdanie ;)
OdpowiedzUsuńCo do samopoczucia - norma. Hormony szaleją :) zobaczysz przed samym porodem jak będziesz szaleć, sprzątać, szykować wszystko, tzw. wicie gniazda :) odpoczywaj ile się da, korzystaj :)
Oglądam ten program często. Dobrze wszystko ujęłaś, podpisuję się po tym, bieda, brak podstawowej opieki lekarskiej w dzisiejszych czasach to zdaje się podstawa.... jednak nie wszędzie..
Jak to dobrze, że mogę na hormony całą winę zwalic:)
UsuńWracaj do starego looka, to mi lotto po całym ekranie;))))
OdpowiedzUsuńCzasami myślę, że te nasze szpitale, przynajmniej polskie, tylko w części wyglądają tak "europejsko", a tak naprawdę granda jak w Sudanie, tylko mają rękawiczki:))))
Tego sie porównać nie da i nie wolno tego robić, bo można oszaleć. Bo dlaczego oni nie mają co jeść i co pić, a w makach jedzenie po półgodzinie wywala się do kosza??? etc. A woda pitna??? A woda w ogóle??? Można świra dostać, jak w Dniu Świra.
A w ciąży - łagodne falowanie, ciesz się spokojem, rób to, czego nie będziesz mogła z małym dzieckiem - np. chodź sobie do kina, do czytelni... Ja korzystałam do dni ostatnich;) Potem, gdy będziecie we dwójkę zatęsknisz za tym spokojnym, łagodnym oczekiwaniem;)
Mowisz, ze Ci lotto?:)) Zmienilam, ale dalej cos bym pozmieniala... Fajnie to nazwalas: lagodne falowanie:) To zaczynam lagodnie falowac!
UsuńTy sie niczym nie przejmuj, odoczywaj, relaksuj sie a my poczekamy. Spadek formy czy zle samopoczucie to normalna rzecz w Twoim stanie.
OdpowiedzUsuńNie ogladalam wszystkich reportazy M. Wojciechowskiej (nie mam dostepu) ale to sie w glowie nie miesci aby w XXI w dzialy sie takie rzeczy o ktorych piszesz. Ech, ja wysiadam tez.
Trzymaj sie i nie daj sie szalejacym hormonom:))
Staram sie im nie dawac, ale jak siedzialy cicho przez te 7 miesiecy to nagle sobie o mnie pzypomnialy:) Sciskam Cie!
Usuń