OPOWIEŚĆ WIGILIJNA...

"CUDA NIE ZDARZAJĄ SIĘ NIKOMU Z WYJĄTKIEM TYCH, KTÓRZY WIDZĄ JE WSZĘDZIE..."

Moja głowa i serce dziś pełne wspomnień i rozmyśleń. Tyle chce Wam dzisiaj opowiedzieć... 
Tak się złożyło w moim życiu, że od prawie już 10 lat wigilię spędzam poza rodzinnym domem. Domem - jako budynkiem, gdyż najbliższa rodzina również rozsypana po świecie. Kilka wigilii obchodziłam bez nich, jedną całkiem sama, jeżdżąc czerwonym maluchem po mieście:) i patrząc w okna jak spędzają ją inni. Nie, nie żalę się. Bo każde doświadczenie w swoim życiu traktuję jako lekcję i za każdą jestem niezmiernie wdzięczna losowi!
 Pamiętam też jedną wigilię, którą spędziłam u dentysty, podczas gdy wszyscy jedli kolacje i kolędowali, ja z potężnym bólem zęba siedziałam na fotelu. Jeszcze raz przepraszam tego Pana dentystę... Przeze mnie stracił część wigilii...:)
Magia wigilii w Polsce zdecydowanie różni się od tej poza nią. Mimo, iż zachowujemy tradycje: choinki, sianko, kolacja, potrawy... to nie to samo. W Polsce podczas wigilii po godzinie 17-stej wszystko zamiera... Samochody przestają jeździć, sklepy są pozamykane, ludzie znikają z ulic i nastaje cisza... Czas się zatrzymuje.
Inaczej jest TU i inaczej było TAM. Tu i tam nie obchodzi się kolacji wigilijnej, nie ma tej magii, tej ciszy... Samochody pędzą, ludzie jeszcze szaleją z ostatnimi zakupami przed świątecznymi imprezami. Taki blichtr i sztuczne uśmiechy otoczone sweterkami z reniferami i kolorami. 


Dzisiaj wspominam też pewne osoby, o których świat zapomniał. 


Pracowałam kiedyś w pewnym miejscu ( w Chicago ), była to dzielnica, w której "koczowali" bezdomni Polacy. Niestety większość z nich alkoholicy, z życiowymi historiami, o których można napisać książkę. Pan Tadek - inżynier z Kanady, Pan cukiernik i kucharz o wdzięcznym pseudonimie "Stalin", Pani Ala - nauczycielka... Jedni od razu ich przekreślali, bo alkoholik to sam sobie winien, niech się do roboty weźmie ... etc... Ja inna nie byłam. Szczególnie po pewnych doświadczeniach ze swojego życia, dosłownie żygać mi się chciało patrząc na nich. Jednak...
Jest druga strona medalu. Nie chcę się rozpisywać, bo to nie miejsce i czas. Ale ta druga strona jest i warto czasem skupić się na niej. Chociaż na chwilkę. To też nadal ludzie i uwierzcie większość z nich z ogromnym wstydem i upokorzeniem na twarzy. 
Często prosili o pieniądze oczywiście, ale od kiedy zebrałam w sobie cała odwagę i siłę, aby wygarnąć im, że zagrzać u mnie zawsze, herbatę oczywiście, nawet zupę im czasem ugotowałam, ale pieniędzy nie dostaną! Pomogło, choć czasem o tym zapominali i prosząc po raz kolejny o dolara, widząc moją minę grzecznie dziękowali. Nazywali mnie "nasza Nina" lub "kierowniczka":) Totalnie mnie to rozbrajało:) Jak za czasów PRL-u, byłam kierowniczką:) 
Kiedyś razem ze szwagierką podjechałyśmy pod księgarnię i wypatrzył mnie jeden z nich - nasz polski góral - Pan Wojtek - "Kierowniczko! Kierowniczka poczeka chwilę!" - krzyczał z drugiego końca ulicy-niesamowicie wesoły człowiek, zaczął nam śpiewać piosenkę góralską i tańczyć:) Reakcja mojej szwagierki niezapomniana : "Ty to masz kolegów" :))
Pamiętam kiedyś pewien moment, w którym podczas wigilijnych przygotowań, gotowałam pierogi na kolację. Tak na nie patrzyłam i na te wszystkie potrawy myśląc: tyle tego jedzenia...kto to wszystko zje..? 
Kto? Moi bezdomni. To była sekunda, zero zastanawiania, spakowałam w pojemniki pierogi, uszka, barszcz, ciasto i pojechałam im dać. Musiałam się trochę najeździć, aby ich znaleźć, bo cholery się gdzieś pochowały, ale nie dziwię się, było bardzo zimno wtedy. Zimy w Chicago potrafią być bardzo mroźne. Znalazłam jednego z nich - Stalina. Dałam mu jedzenie a on ze łzami w oczach powiedział: muszę tylko znaleźć Alę i resztę to sobie wigilię zrobimy... Podziwiałam ich trójkę. Zawsze trzymali się razem. Czasem jak miałam jedną kanapkę a któryś z nich był u u mnie, to na 3 dzielił, nie zjadł sam, a mógł... Niewiele tego było, po podzieleniu... 
W ostatnią moją wigilię TAM udało mi się ich znaleźć prawie wszystkich. Rozłożyłam na parkingu stare krzesła, wyjęłam te uszka, barszcz, opłatek i tak sobie jedliśmy to na parkingu, dzieląc się tym opłatkiem. Ja częstowałam ich barszczem a oni mnie wódką:) Oczywiście nie piłam:) Ale wesoło było! Wierzcie lub nie, była to jedna z moich niezapomnianych wigilii. Mimo, że bez pięknej zastawy, bez białego obrusa, tylko z plastikowymi  widelcami, łyżkami i styropianowymi kubkami. 

Jednak słuchy mnie ostatnio zza oceanu doszły, że większość z nim poumierała... Jedni zamarzli inni się spalili w jakimś starym opuszczonym domu... 

Dlaczego o tym wspomniałam..? Bo warto być wdzięcznym za to, że mamy ciepły dom, dach nad głową, czasem lub często skromnie, ale jest co do garnka włożyć, jesteśmy ZDROWI i mamy przy sobie najbliższych. 
I jeszcze jedno... Tak dużo mówi się o pomocy innym, biednym krajom, ludziom i rodzinom tam mieszkającym. Mnóstwo ludzi uspokajając sumienie wpłaca na zagraniczne konta symboliczne sumy. Nie mówię broń Boże, że to jest złe, ale w tym wszystkim bardzo często zapominamy lub nawet nie wiemy, że po przeciwnej stronie naszej ulicy może być rodzina lub sąsiad, który nie ma co zjeść lub z kim wigilii spędzić... Warto się czasem rozejrzeć w koło siebie, bo to właśnie obok nas jest najwięcej potrzebujących ludzi i jakże często przykrytych miłymi, uśmiechniętymi twarzami... 

Pięknych Świąt dla Was, ssaki kochane :)

Nina

Komentarze

  1. Super pomysł;) A materiał literacki jaki - jak u Głowackiego;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że łezka się w oku zakręciła...

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna historia.
    Masz rację, są ludzie, którzy z góry skreślają innych ludzi. Ja nie potrafiłabym...
    Warto się zastanowić, podzielić ciepłem i uśmiechem.
    Trzymaj się Kochana! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nina właśnie dla tego kocham Twój blog! Smaczny Turysta

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj wzruszyłam sie.... mam nadzieje ze kiedys sie spotkamy i poopowiedasz mi takie historie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj wzruszyłam sie.... mam nadzieje ze kiedys sie spotkamy i poopowiedasz mi takie historie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z przyjemnoscia...:) Zapraszam na swiezo wyciskany soczek po powrocie i opowiem Ci jeszcze kilka "zakurzonych" historii...:)

      Usuń
  7. podoba mi się tu nie sądziłam że wciągnie mnie czytanie blogów

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest wiecznie żywa historia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

KURACJA OLEJEM RYCYNOWYM

10 NAJZDROWSZYCH NASION NA ZIEMI